poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Słoik to stan umysłu


źródło gieldaspozywcza.pl


Po tej notce może niektórzy z Was poczują się urażeni albo przestaną mnie czytać.
Trudno, każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie.Nie dyskryminuje nikogo ze względu na rasę, stan zdrowia, pochodzenie czy status majątkowy.
Nienawidzę za to, gdy ktoś kto przyjeżdża do Warszawy wiesza na niej i jej mieszkańcach psy.
Skoro jest Ci tak źle, to po co tu siedzisz? Czy jak przychodzisz do kogoś do domu to z miejsca obrażasz gospodarza?Tego nigdy nie zrozumiem.

Pierwszego dnia pracy zastanawiałam się z kim przyjdzie mi spędzić najbliższe miesiące.Nigdy do nikogo z góry się nie uprzedzam.Uśmiechnięta weszłam do biura, zobaczyłam rozmawiające dziewczyny.Postanowiłam zagadać.Po dwóch słowach dowiedziałam się,że też zaczynają dzisiaj pracę.
Podałam im rękę i przestawiłam się.One również podały mi rękę ale nie wypowiedziały swoich imion.
Szczerze mówiąc pierwszy raz spotkałam się z taką reakcją.Pojawił się dystans.W trakcie rozmowy okazało się,że jednej z dziewczyn bardziej pasuje mój przydział obowiązków i chciałaby się ze mną zamienić.

I tak dziewczyna, która nie chciała się pofatygować by mi się przedstawić zaczęła się przymilać i przedstawiać argumenty za zamianą.Poczułam się zażenowana.W toku dalszej dyskusji zostałam zapytana skąd przyjechałam.Powiedziałam, że tu mieszkam.Dalej dziewczyny zaczęły lamentować nad tym,że na państwówce mało płacą.Ja odparłam, że mi to wynagrodzenie pasuje i że od jakiegoś czasu chciałam pracować w administracji.No i zaczęło się, że pewnie mieszkam z rodzicami a one za sam wynajem płacą 900zł.Powiedziałam,że to i tak nie jest dużo,bo znajomi ze studiów często płacą więcej.Dalej usłyszałam, że wszystko jest za drogie, ciężko się utrzymać a inni (w domyśle ja) mają wygodnie bo siedzą na garnuszku u rodziców i przez to zaniżają płacę.

Nie lubię konfliktów więc już tego nie skomentowałam.Owszem,wolałabym mieszkać sama, jednak jeżeli mnie na to nie stać to doceniam dach nad głową zapewniony przez rodziców.Nie muszę nikomu udowadniać nic na siłę.Przyjdzie ten moment kiedy będę mogła rozpocząć samodzielne życie i będę miała pewność, że nie wrócę z podkulonym ogonkiem.

Innego dnia jedna z nich zapytała się mnie o dojazd na Puławską, spytałam w które konkretnie miejsce bo to dość długa ulica.Od razu usłyszałam, że jaki ze mnie mieszkaniec jeżeli nie umiem jej od razu odpowiedzieć, prawdziwy warszawiak powinien znać topografię miasta na pamięć.

Znam wiele genialnych osób które mieszkają w Warszawie a pochodzą z innych stron.Są sympatyczne, otwarte i uwielbiam z nimi spędzać czas, jednego kolegi nikt nie przegada, jest niczym króliczek duracell'a, ma w sobie mnóstwo energii.

Na studiach z Warszawy była garstka osób.Nie przeszkadzało mi to aż do pierwszej sesji.Wtedy zaczął się wyścig szczurów i okazało się na kogo można liczyć a na kogo nie.Osoby do tej pory miłe zaczęły uskuteczniać chorą rywalizację,wypytywanie o indeks,kombinowanie z listami na zerówki,wiele z nich jak się okazało kolegowało się z moimi notatkami, nie ze mną.

Nie wiem czy to instynkt przetrwania, walka o swoje czy kompleksy?

Ponadto w pierwszym miesiącu studiowania organizowałam grupowy wypad.Większość osób na NK/Facebooku miało wpisane Warszawa.Jak się okazało na grupowym czacie, wszyscy oprócz 2 osób wracali na weekend do domu.Z czego to wynika?Z kompleksów?Gdybym mieszkała gdzie indziej niż się urodziłam miałabym pewnie wpisane Warszawa łamane na Zbąszynek.

Dodatkowo śmieszą mnie nazwy galerii "My new Warsaw life" albo "Big city life" i profilowe na Starówce oraz PKiN jako obraz w tle.

Do tego narzekanie, że  tutaj wszyscy są niesympatyczni, każdy się spieszy, jest tłok w komunikacji miejskiej.

No i jeszcze mierzenie atrakcyjności wg zamieszkania.Kto mieszka w śródmieściu jest super prawdziwym warszawiakiem, mieszkańcy dalszych dzielnic to obywatele drugiej kategorii.Do tego ocenianie przez pryzmat bywania w knajpach/miejscach.No bo jak mogę robić sushi z mamą w domu zamiast zjeść je na obrotowym barze na Nowym Świecie.Byłaś tylko raz na pokazie sztucznych fontann?No co Ty, przecież tu mieszkasz!!Nie byłaś w tym klubie, jak to, jak można woleć domówki jak w stolicy jest tyle klubów?

Dlaczego bilety ZTM podrożały?Jak mogliście wybrać Hannę Gronkiewicz Waltz na drugą kadencję.

Do tego nie raz usłyszałam drwiny gdy powiedziałam "na dwór" zamiast "na pole", mi to tam ryba jak kto mówi , na całym świecie istnieją gwary, dialekty i to jest właśnie fajne, gdyby wszyscy na świecie byli jednakowi było by niesamowicie nudno!

Nigdy nikogo nie poprawiam, czasami tylko spytam o znaczenie słowa, którego nie znam, niektóre regionalizmy na stałe wprowadzam do swojego słownictwa.

Kiedyś czytając portal tvnwarszawa czytałam również komentarze, niestety z czasem stały się one polem do potyczek słownych.Zastanawia mnie tylko skąd w komentarzach tyle jadu u osoby z Pcimia dolnego pod artykułem o budowie kolejnych stacji metra?

Wszyscy przecież jesteśmy Polakami a Warszawa jest stolicą NASZEJ Polski.Powinniśmy ją szanować i być z niej dumni tak jak z malowniczych mazur, pięknego morza, swojskich gór czy historycznego Krakowa.

Dla mnie nie ważne skąd jesteś, ważne jakim jesteś człowiekiem.Nie znoszę pozerstwa i muflonów.Cenię ludzi sympatycznych,otwartych i głodnych życia a nie takich co dołują innych i tylko narzekają.

Peace.



wtorek, 23 kwietnia 2013

Dlaczego nie kupuje już biżuterii w sieciówkach.

 
źródło google images 

 

 

Kiedyś byłam sroczką lubiącą każde świecidełko

Każde wyjście do centrum handlowego czy na zakupy kończyło się upolowaniem czegoś z biżuterii w H&M,Zarze itp.
Powtarzałam sobie,że przecież to tylko 5,99/9.99/19.99pln, jest promocja a przecież nie można całe życie sobie wszystkiego odmawiać.Zadowolona z każdego bibelocika zakładałam go przy  następnej okazji.
O ile przyozdobiony w opakowanie z obniżoną ceną wzbudzał we mnie dumę z moich zdolności upolowania taniego kąska, tak podczas noszenia moja biżu nie jeden raz przyprawiła mnie prawie o zawał.


Raz oczko z gigantycznego pierścionka z H&M wpadło mi do zupy w trakcie rodzinnego obiadku,zorientowałam się o tym w momencie gdy o mało się przez nie nie udusiłam.

Innym razem długie kolczyki z innego sklepu w trakcie imprezy,nawet nie wiem kiedy straciły 2/3 swojej objętości.Drugiego założenia już nie doczekały, wyrzuciłam je.

Z kolei na tegorocznym weselu nowiutki naszyjnik nie wytrzymał jednego z pierwszych tańców.

Takich historii mam w zanadrzu mnóstwo.Wiem,że biżuterię ze zwykłych sklepów nazywamy "jednorazową" ale czy nie powinna ona przetrwać chociaż tego swojego pierwszego razu?

Dlatego właśnie nie kupuję taniej biżuterii ponieważ najzwyczajniej w świecie mnie na nią nie stać

Dokładnie.
Od jakiegoś czasu (głównie też ze względów finansowych) w moim życiu zapanował minimalizm.
Zdałam sobie sprawę, że lepiej kupić coś przemyślanego w Aparcie czy u jubilera, niż 20 tanich gówienek pod wpływem impulsu.
Taka biżuteria nie tylko jest bardziej uniwersalna i pasuje do większej ilości rzeczy,jej główną zaletą jest trwałość!

 Ale nie zawsze to co drogie musi być dobre

Na urodziny dostałam bransoletkę Lilou.
Ładnie wyglądała tylko przez pierwsze dwa tygodnie,później sznureczek zaczął się niemiłosiernie brudzić a pozłacany element tracił połysk i teraz po niecałych 5 miesiącach ma nieczytelny grawer.
Będę musiała oddać bransoletkę do reklamacji :(((
Teraz żałuję że nie wybrałam sobie czegoś innego w tej cenie, mam poczucie, że pieniądze zostały wyrzucone w błoto.


Dlatego teraz zwracam uwagę przede wszystkim na materiał z którego wykonane są interesujące mnie świecidełka.

A jak tam wasze doświadczenia?
Czy są mniej "gorzkie" od moich?




poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Tablet Kaput!


śpieszmy się korzystać z tablecików, tak szybko tłuką im się matryce :(((

Zawsze gdy czytałam takie posty jak mój dzisiejszy cieszyłam się, że mnie nigdy coś takiego się nie przydarzyło.

 No i przyszła kryska na matyska

Mój domowy ulubieniec ucierpiał i to na dodatek z mojej winy.

Mogłabym się bronić, że sam wyślizgnął się z torebki ale to moja wina, że położyłam ją byle jak.
Mimo iż tablecik ma kartę gwarancyjną ważną do końca 2014 roku, nie mogę z niej skorzystać gdyż kwalifikuje się to jako uszkodzenie mechaniczne nie podlegające gwarancji...wrrrr!

Szkoda mi go bardzo.
Nie był to Ipad czy Samsung ale nadawał się idealnie do konsumpcji internetowych treści.
To na nim napisałam pierwszy post na wizażu, to z nim odblokowywałam kolejne trofea w Fruit Ninja, męczyłam się z google analytics, razem przeczytaliśmy kilka ebooków i pasjami graliśmy w próżną gierkę zwaną Star Girl(27 level bye bye).

To była miłość od pierwszego wejrzenia

Odkąd w 2010 roku zobaczyłam na pudelku Miley Cyrus siedzącą u fryzjera i sprawdzającą pocztę na przerośniętym telefonie zapragnęłam mieć ów wynalazek.
Niestety, zawsze były pilniejsze wydatki a do pracy na uczelni miałam netbooka.
Ipady stawały się coraz bardziej popularne i zaczęły wychodzić ku proletariatowi, niestety ceny wciąż były burżujskie.
Mimo wszystko miałam nastawienie, że prędzej czy później dotykowy plasticzek wpadnie w moje ręce.

Android robił się coraz bardziej popularny, nagle zasypał rynek urządzeniami pod swoją kontrolą.
Tablety z salonów weszły do biedronek i do domu przeciętnego Kowalskiego.
Któregoś dnia na Tabletowo.pl późnym wieczorem trafiłam na news, który Dżoana Krupa skwitowała by "łans ina lajftajm oportuniti" - jednodniowa promocja w Realu, gdzie 9' calowy tablet Goclever kosztował szalone 249zł .
Stwierdziłam, że to ten moment, bo zanim uzbieram na Ipada, wyjdzie Ipad 24, poza tym zielony robocik jest bardziej otwartym systemem.

I się zaczęło

Stałam się maniaczką aplikacji.
Nie było tygodnia bym nie pobrała i nie testowała czegoś nowego.
Tablet zabierałam ze sobą wszędzie, nie jeden raz uchronił mnie przed nudą, czy u znajomych,czy na uczelni zawsze miałam dostęp do Wi-Fi.
Wieczorami nie chciało mi się wstawać do stacjonarnego i po męczącym dniu siedzieć godzinę czy dwie gapiąc się w monitor.
Z tabletem mogłam przeglądać net nie wychodząc z łóżka, drugą ręką głaskając mojego psa :D

Wiadomo,że tablet nie zastąpi nam całkowicie komputera, za to nadaje się do najprostszych zadań typu sprawdzenie poczty czy rozrywki.

Obecnie zostałam tylko z komputerem stacjonarnym i rozważam zakup laptopa.
Przez chwilę myślałam o kupnie tabletu z klawiaturą, jednak mój kolega wybił mi to z głowy gdyż rozczarował się bardzo Ipad'em i stwierdził, że w tej cenie mógłby mieć świetny laptop.

Co mi polecicie?
Czekam na wasze opinie apropos tabletów.
Waszym zdaniem fajny gadżet czy totalne nieporozumienie?

Wasza pogrążona w elektronicznej żałobie,
Coco