środa, 14 sierpnia 2013

Pieniądze szczęścia nie dają...ale czy aby na pewno?


źródło: fanpop.com

Przyznam,że śmierć aktora z "Glee" zasmuciła mnie.Lubiłam patrzeć na jego filmowe kreacje choć nie było ich zbyt wiele.Utalentowany,młody i dobrze zarabiający chłopak,przy swoim boku miał zakochaną w nim śliczną dziewczynę,jak bardzo musiał czuć się źle by uciekać w nałóg?Tego nam już nie powie.

Kiedyś uwielbiałam razem z koleżankami grać w grę "gdybym wygrała w totolotka to...".Zasady były proste,trzeba było wyobrazić sobie grube miliony i potem szczegółowo opowiedzieć co by się z nimi zrobiło.
Przez te 2-3 minuty można było puścić wodze fantazji,nie było żadnych ograniczeń,jedyną barierą była Twoja wyobraźnia.

Ja zawsze chciałam inwestować w nieruchomości i podróżować po całym świecie.Gdybym odwiedziła już wszystkie interesujące mnie miejsca zajęłabym się czymś dla przyjemności,nie musiałabym gonić za karierą bo przecież miałabym już pieniądze,praca służyłaby jedynie higienie psychicznej żebym prędzej czy później nie oszalała z nudów.

Mając takie pieniądze jest tyle możliwości,można tyle rzeczy zrobić,zobaczyć czy chociażby pomóc innym.

Dlaczego więc sławnym osobom pieniądze najpierw uderzają do głowy a później nie potrafią już się nimi cieszyć?

Jak to jest,że tyle gwiazd i gwiazdeczek wpada w nałogi,przechodzi załamania nerwowe?


źródło:www.trendhunter.com

Schemat 1
Osoba pochodząca z wpływowej rodziny,nosi znane nazwisko,które za sprawą rodziców/dziadków jest rozpoznawalną marką.Od dziecka ma wszystko,ciuchy od projektantów,drogie szkoły,najnowsze gadżety.Dorasta pod okiem paparazzi i tabloidów,które nie omieszkają poinformować o najbardziej intymnych szczegółach donoszonych przez życzliwych informatorów.Najpierw skandale,potem zamknięte ośrodki,sprostowania do prasy.

Schemat 2
Od najmłodszych lat wie,że chce zostać kimś.Kierowany przez rodziców spędza dzieciństwo na dodatkowych zajęciach,bierze udział w konkursach i talent show.Ciężko pracuje na to by pewnego dnia odcinać kupony od sławy.Na początku skromny,lansowany na wzór dla młodzieży,wyznaje podstawowe wartości i namawia do zachowania wstrzemięźliwości.Robi dużą karierę,zaczyna zarabiać olbrzymie pieniądze.Coraz gorzej znosi medialny szum.Pilnowany przez rodziców,traktowany jako maszynka do robienia pieniędzy przez menadżerów,początkowo zaczyna rozrabiać aż w końcu mu odbija.

Jeżeli pieniądze szczęścia nie dają to czemu cały czas za nimi gonimy?
Kto z was nie chciałby zamienić się chociaż na jeden dzień życiem z taką Paris Hilton?Jak cudowny musi być w świat w którym jedynym dylematem jest czy założyć pantofle Manolo czy sandałki od Versace,albo jaki wybrać kolor ścian do willi dla piesków.Nie zastanawiasz się czy nadal będziesz tyrać na umowę-zlecenie do 40,czy może łaskawie ktoś podpisze z Tobą umowę o pracę.Czy wynająć mieszkanie czy pakować się w kredyty.Nie musisz na nic odkładać,patrzeć na złotówkę dwa razy zanim ją wydasz.Jak brakuje Ci pieniędzy podpisujesz kontrakt reklamowy wart miliony ewentualnie pojedziesz do któregoś z postkomunistycznych krajów promować nowo otwarte centrum handlowe albo nakręcisz własne reality show.

Jednak czy gdybyśmy już mieli wszystko czy bogactwo nie stało by się zarazem naszym przekleństwem?
O tym mogę sobie pogdybać bo na razie ciężko uwierzyć bym pewnego dnia stała się milionerką(no chyba,że bym wyszła bogato za mąż ale w sumie teraz większość z pięknych i bogatych to cwaniaki dające do podpisania intercyzę).

A jak wy wykorzystalibyście swoje wirtualne miliony?Które marzenie spełnilibyście jako pierwsze?

wtorek, 16 lipca 2013

Muzyczni terroryści


Na pewno go znasz.

Zasila szeregi Twoich znajomych.

Na co dzień go lubisz,rozumiecie się bez słów,jeżeli jednak temat zejdzie na muzyczne tory to obudzi się w nim DJ DYKTATOR.




źródło: wehearit.com



Spróbuj jadąc z nim samochodem puścić płytę z ulubionymi mp3,od razu zostaniesz zasypany żądaniami tytułów i wykonawców a gdy okaże się,że nie masz przy sobie ich radosnej twórczości,zostaniesz poproszony o przełączenie na ulubioną stację pasażera.

Wśród znajomych mojego chłopaka jest jedna koleżanka,która wszędzie zabiera swojego Ipod'a Touch,co z tego,że ma on pojemność 32GB,i tak zawsze słuchamy 20 piosenek na krzyż.
Czy to domówka,czy parapetówka,weekendowy wypad,urodziny albo christmas party,od 3 lat mamy muzycznie hermetyczne melanże w jej towarzystwie.

Niedawno podczas grilla(w którym owo dziewczę również uczestniczyło)wpięłam swojego ipoda do stacji dokującej by dać odpocząć moim uszom od ckliwej ballady z początków zespołu Weekend.Koleżanka nie zaprotestowała.Specjalnie wybrałam uniwersalną składankę,która była kompilacją znanych i popularnych hitów,tak by pasowała jak największej grupie bawiących się osób.
Pierwsza była "Blurred Lines",druga "Get Lucky",trzecia została przewinięta przez koleżankę bo jej nie lubi,podobnie jak czwartej,piątej,szóstej i siódmej,na początku ósmej oddała mi odtwarzacz i powróciła do utworu "Za miłość mą".
Stwierdziłam,że trzeba odpuścić,w końcu jesteśmy w grupie a takie osoby nigdy nie zrozumieją,że zachowują się egoistycznie,szkoda tylko że muszę bawić się przy muzyce,której nie trawię.

I nie chodzi tu o nielubiany gatunek,na moich listach królują wszystkie gatunki muzyki z wyjątkiem metalu.Nie lubię się ograniczać a poznawanie nowej muzyki sprawia mi frajdę,dzięki której czuję motylki w brzuchu.

Chętnie proszę inne osoby by podzieliły się ze mną swoją ulubiona kapelą czy wykonawcą,uwielbiam to uczucie gdy dowiaduje się o istnieniu muzyków lub plejlist, których mogłabym słuchać bez końca.Na wyjazdach lubię się wymienić mp3 z kimś znajomym.


Za każdym razem gdy moja przyjaciółka odkryje coś na youtubie,przesyła mi link,ja zresztą robię to samo,i albo obie się zachwycamy i katujemy piosenkę dopóki nie zapamiętamy słów albo jedna z nas zapomina o niej po jednym odsłuchaniu.

Dlaczego więc niektórzy utknęli na liście piosenek z gimnazjalnych czasów i terroryzują nimi inne osoby?
Jak wybrnąć z takiej sytuacji?
Przeważnie inne osoby są tak znieczulone alkoholem,że jest im wszystko jedno co leci w tle.

Na jednej z imprez u innego kolegi zebrały się kiedyś osoby o diametralnie odmiennych preferencjach muzycznych.Alkohol i zabawa,nie uleczyły zbolałych uszu.
Z końca sali obserwowałam przepychanki i ewolucje przy laptopie.Jedna osoba puściła Fisza,więc kolejna po 20 sekundach zmieniła na Iggiego Popa,wywiązała się sprzeczka na której skorzystała trzecia puszczając Nicki Minaj czym wkurzyła do czerwoności osobę czwartą.Od pyskówek doszło prawie do przepychanek.
Po chwili interweniował gospodarz zabierając komputer i wprowadzając hasło.

Czemu tolerancja jest naszą słabą stroną?Czemu ludzie zamiast odgradzać "moją muzykę" od "ich muzyki" nie mogą skupić się na zbiorze z piosenkami które lubi również ta druga strona?Chociażby takich Beatlesów!Znaliście kiedykolwiek kogoś kto by powiedział "nie lubię The Beatles,jak można tego słuchać"???.Ja osobiście nigdy z kimś takim się nie spotkałam i ciężko mi sobie wyobrazić by ktoś mógł wypowiedzieć taką frazę :))

A jak tam u was z muzycznym despotyzmem?Jesteście ugodowi czy lubicie narzucać innym swoje muzyczne klimaty?

CoCo





środa, 3 lipca 2013

Kokosowy Rok

Nawet nie zauważyłam,że 4 czerwca mój blog obchodził pierwszy roczek swojego istnienia.
Powinnam zaszpanować statystykami,opowiedzieć krzepiącą historię jak zaczynałam od zera zanim zostałam rozchwytywaną blogerką.
Otóż drogi czytelniku przez ten rok przybyło mi 5 obserwatorów!Nie zwabionych konkursem czy kuszącą propozycją "foloł mi,foloł ju",5 osób obserwuje mój blog i nie stosowałam wobec nich żadnych środków przymusu,nie żebrałam o uwagę w komentarzach.Czy to czyni z mojego bloga oazę hipsterowatości, niszowo-awangardowe miejsce?Wiecie,że jak tak dalej pójdzie to za 200 000 lat będzie mnie obserwował okrągły milion użytkowników,kto wie,może nauka pójdzie tak do przodu,że dożyję tej doniosłej chwili???Wtedy możecie mówić "Ja czytałam Nutellę gdy wy jeszcze śledziliście Tusk"...Marzenia nic nie kosztują!


źródło: http://followgram.me/i/306518422791896388_20897030

Po dość nietypowym wstępie zapraszam na podsumowanie ostatnio przeczytanych przeze mnie książek.

  • "Bierki" Marcin Szczygielski - To już 2 tom kronik nierówności,który podbił moje serce.Mamy tu historię z pozoru nudnej,samotnej nauczycielki oraz jej nietuzinkowych uczniów,którzy wprowadzają ją w swój nastoletni świat zabawy,dojrzewania i lęków.Czyta się ją bardzo szybko i lekko,zawiera wiele humorystycznych scen i opisów,czasami zmusza do refleksji.Nie nadaje się dla osób które nie są gay friendly.
    źródło:lubimyczytac.pl
  •  "Spotkajmy się pod drzewem ombu"  Santa Montefiore - Z tą autorką spotkałam się po raz pierwszy i po lekturze wiem,że nie będzie on również ostatnim. Powieść ukazuje losy wpływowej,argentyńskiej rodziny,której sielankę przerywa zakazana miłość ciotecznego rodzeństwa.Romans ten podzieli rodzinę i odciśnie piętno na głównych bohaterach,nic już nie będzie takie samo a podjęte decyzje będą przyniosą bolesne konsekwencje.Historia życia Sofii pokazuje,że nie da się uciec przed przeszłością ale równocześnie uświadamia że nawet gdy ta nas dogoni to jest tylko historią którą musimy porzucić na rzecz teraźniejszości.Kiedy czytałam korciło mnie by przerzucić kartki na ostatnie strony i dowiedzieć się jakie będzie zakończenie.Ledwo wytrzymałam by przed przeczytaniem tego opasłego tomiku nie zajrzeć czy na końcu czai się  happy end,niestety zastane zakończenie nie usatysfakcjonowało mnie,było zbyt życiowe.
    źródło:lubimyczytac.pl
  • "Trafny Wybór" J.K.Rowling - Wielkie nadzieje. Po następcy "Harry'ego Pottera" spodziewałam się wiele,dostałam książkę ze świetnie nakreślonymi postaciami,stopniowo rozwijającą się fabułą i niebanalnym zakończeniem.Rowling po raz kolejny udowodniła,że jest mistrzynią kreacji,czytelnik czuje się jakby sam był mieszkańcem Pagford.Jest intryga,są wybuchy śmiechu,są też momenty wzruszenia,wszystko to okraszone świetnym warsztatem pisarskim.
    źródło:lubimyczytac.pl
  • "Dom Sióstr" Charlotte Link- Polecona przez mamę,która była nią zachwycona.Jest to historia rozpadającego się małżeństwa,które postanawia dać sobie ostatnią szansę spędzając święta Bożego Narodzenia na jednym z brytyjskich wzgórz.Wynajęty dom skrywa wiele tajemnic a także wielkie niebezpieczeństwo.Trzyma w napięciu.
    źródło:lubimyczytac.pl
Jeżeli chodzi o muzykę to kompletnie pokochałam "Settle" braci z Disclosure oraz soundtrack z"Wielkiego Gatsby'ego" ,rozczarowałam się za to "Random Access Memories" Daft Punk, oprócz dwóch klimatycznych piosenek z Pharellem nic mnie nie zachwyciło,aż trudno było mi uwierzyć,że to płyta twórców takich hitów jak "Around The World" czy "One more time",francuzi chyba nie są w za dobrej formie ostatnio.

A co wy byście mi polecili na osłodę wakacyjnych wieczorów?Odkryliście coś ciekawego ostatnio?


poniedziałek, 1 lipca 2013

Wielki Gatsby i moja "miłość" do Leo




tumblr.com


Czy macie czasem tak,że w internecie znajdujecie wzmiankę o filmie który jest w produkcji,oglądacie trailer,później czytacie newsy o nim i z każdą kolejną informacją czujecie coraz większą ciekawość i pragnienie obejrzenia go jak najszybciej?
Ja tak miałam z "Wielkim Gatsbym".Przeglądałam premiery i zapowiedzi na najbliższe miesiące na filmwebie i nagle zobaczyłam obraz cukierkowy,kiczowaty z piekielnie dobrą obsadą.Po dwuminutowym zwiastunie byłam już kupiona i spędziłam godzinę na przeglądaniu komentarzy i wywiadów z odtwórcami głównych ról.
Po 2 miesiącach oczekiwania film wszedł do kin.Od razu z bandą koleżanek zarezerwowałyśmy bilety na pokaz przedpremierowy.Tak się złożyło,że został on połączony z Ladies Night.Całkiem fajny pomysł,przed seansem mogłyśmy zrobić sobie manicure,skonsultować się z dermatologiem,dostałyśmy torbę giftów od sponsorów i wzięłyśmy udział w kilku konkursach.

Niech żyją Gifty i Boski Leo! tumblr.com

Wymagania względem filmu miałam duże.Poprzednie filmy Baza Luhrmana należą do moich ulubionych,widziałam je dziesiątki razy.
Największym atutem miał być dla mnie Leonardo Di Caprio,pierwszy facet dla którego dosłownie straciłam głowe.Wszystko zaczęło się w 1996 gdy u rodziny oglądałam "Romeo i Julię" na niemieckim VHS'ie.Chociaż nie znałam ani jednego słówka po niemiecku nie mogłam oderwać wzroku od blondwłosego boga.Nie mogłam przeboleć faktu,że żaden z kolegów z podstawówki nie ma tak anielskiej aparycji.
Nadszedł rok 1997 rok,premiera "Titanica",niestety bileter w kinie rozdzielił mnie z moją miłością twierdząc,że jestem za mała by wejść na seans.Z odsieczą ruszył wujek,który na Stadionie X-cio lecia zdobył kasetę w niezłej jakości z białoruskim lektorem.Od momentu wręczenia mi jej oglądałam ją codziennie przez 14 dni(w soboty po 2 razy dziennie)za każdym razem płacząc gdy Jack tonął.
Na długich przerwach chowałam się w czeluściach damskiej toalety by razem z moją ówczesną przyjaciółką wzdychać nad wycinkami Leo i dzielić się marzeniami o tak zacnym mężu.Czas płynął,ja dojrzałam,Leonardo dostawał coraz ambitniejsze role i mój fanatyzm osłabł przeradzając się w szacunek dla kunsztu aktorskiego.
Wszystko do momentu obejrzenia "Wielkiego Gatsby'ego".Razem z koleżankami siedziałyśmy jak zaczarowane śledząc historię miłości niemożliwej.Dzięki seansowi 3D mogłyśmy być bliżej idola mojego dzieciństwa,w momencie gdy Gatsby patrzył na Daisy załzawionymi oczami poczułam uścisk koleżanki na ramieniu:"Zobacz,jak on na nas patrzy,rozpływam się!".Oglądamy filmy dla emocji i muszę wam powiedzieć że w momencie gdy Di Caprio był sam na ekranie w jego wzroku można było zobaczyć to uczucie i każda z nas mogła poczuć się jak główna bohaterka,której tytułowy Gatsby podporządkował całe swe życie.

tumblr.com

Emocje udzieliły się również Panom,podczas jednej z ostatnich scen(nie chce zdradzać wam fabuły),wśród ciszy na sali zabrzmiał zachrypnięty męski głos: "To dz***a, jak ona mogła tak postąpić?"

Sam film nakręcony jest w konwencji poprzednich filmów Luhrmana,przypomina kolorowy,świetnie zmontowany teledysk,oczarowuje kostiumami i charakteryzacjami,hipnotyzuje ścieżką dźwiękową za którą odpowiedzialny jest sam Jay-Z.Nie jest to film z tych ambitnych,bliżej mu do bajki dla dorosłych pozwalającej oderwać się od codziennych problemów i przenieść w wir wielkich przyjęć,blichtru i splendoru czasów prohibicji.Myślę,że pieniądze na bilet były dobrze wydanymi.Czekam z niecierpliwością na premierę dvd,pewnie na jesieni zostanie dołączony do jednego z kobiecych czasopism.



Próbując zaspokoić głód oczekiwania na dvd,zabrałam się za czytanie powieści autorstwa Scotta Francisa Fitzgeralda na kanwie której powstał film.Murakami stwierdził kiedyś,że to jedna z tych niewielu książek którą możesz otworzyć na dowolnej stronie i nie zaznasz nudy.Absolutnie się z nim zgadzam,czyta się ją jedną tchem.Ponadto utwierdziła mnie w przekonaniu,że ekranizacja została bardzo przemyślana i dosyć wiernie odwzorowuje powieść.     

tumblr.com

                          

Jakież było moje zdziwienie gdy po lekturze sięgnęłam po poprzednią wersję z 1974 roku.Okazało się,że adaptacja Baz'a była po prostu remakiem wersji z Robertem Redfordem.

A jak tam wasze wrażenia?Byłyście na  "Wielkim Gatsbym" czy planujecie obejrzeć go w domowym zaciszu?

wtorek, 14 maja 2013

chaos.

I znowu zostawiłam was na tak długo.
Żyję.
Praca,uczelnia i multum innych zajęć pochłaniają mnie bez reszty.
Są dni gdy wychodzę z domu przed 7 a wracam po 22.
W weekend wypada posprzątać i gdzieś wyjść,na dodatek sesja jest coraz bliżej.
Obiecuję,że będę teraz pisać częściej,stęskniłam się za blogowaniem.

Przy okazji chciałabym podzielić się z wami nowym ulubionym słówkiem - Cyberslacking.
Oznacza ono cyberlenistwo w miejscu zatrudnienia a dokładniej jest korzystaniem z internetu w prywatnych celach w momencie gdy powinniście oddać się w pełni powierzonym zajęciom :P

Zauważyłam,że jest to zjawisko dość powszechne w moim biurze.Sama czasem zajrzę na ulubione blogi w momencie gdy kończę papierkową robotę lub muszę na coś czekać i siedzę bezproduktywnie za biurkiem.

Chciałam któregoś dnia napisać notkę ale stwierdziłam,że to już by było grube przegięcie.

Dodatkowo ostatnio wyleczyłam się z wszelakich konkursów.Nie miał na to wpływu fakt,że nie mam ostatnio czasu by wziąć w nich udział,zauważyłam,że mimo poświęconego czasu i dobrym pomysłom nie udało mi się nic osiągnąć.A czas jest przecież najcenniejszą walutą.Po raz kolejny doceniam prawdziwość słów "w życiu nie ma nic za darmo".

Przygotujcie się na zbiorczą recenzję ostatnio przeczytanych przeze mnie książek,muzyki i filmów,thank God za dojazdy i ZTM,gdybym nie czytała i nie słuchała muzyki w autobusie nie wiem jakbym funkcjonowała.
Trzeba w ciągu dnia wygospodarować choć chwile na drobne przyjemności,inaczej można zwariować (o tym osobny post).

Piszę do was leżąc z laptopem w łóżeczku,przykryta mięciutką kołdrą,obok pochrapuje mój pies,który śpi z otwartymi oczami i wygląda przez to jak stworek z kosmosu.

Za 4 godziny 10 minut muszę wstać.

Dobranoc.

Życzę wam owocnego i udanego dnia :)))

P.S: Dzisiaj będę rebel i nie dodam obrazka,nie miałam weny a wujek google nakarmił mnie obrazami stworzenia świata,big bang czy wielkiej improwizacji.




poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Słoik to stan umysłu


źródło gieldaspozywcza.pl


Po tej notce może niektórzy z Was poczują się urażeni albo przestaną mnie czytać.
Trudno, każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie.Nie dyskryminuje nikogo ze względu na rasę, stan zdrowia, pochodzenie czy status majątkowy.
Nienawidzę za to, gdy ktoś kto przyjeżdża do Warszawy wiesza na niej i jej mieszkańcach psy.
Skoro jest Ci tak źle, to po co tu siedzisz? Czy jak przychodzisz do kogoś do domu to z miejsca obrażasz gospodarza?Tego nigdy nie zrozumiem.

Pierwszego dnia pracy zastanawiałam się z kim przyjdzie mi spędzić najbliższe miesiące.Nigdy do nikogo z góry się nie uprzedzam.Uśmiechnięta weszłam do biura, zobaczyłam rozmawiające dziewczyny.Postanowiłam zagadać.Po dwóch słowach dowiedziałam się,że też zaczynają dzisiaj pracę.
Podałam im rękę i przestawiłam się.One również podały mi rękę ale nie wypowiedziały swoich imion.
Szczerze mówiąc pierwszy raz spotkałam się z taką reakcją.Pojawił się dystans.W trakcie rozmowy okazało się,że jednej z dziewczyn bardziej pasuje mój przydział obowiązków i chciałaby się ze mną zamienić.

I tak dziewczyna, która nie chciała się pofatygować by mi się przedstawić zaczęła się przymilać i przedstawiać argumenty za zamianą.Poczułam się zażenowana.W toku dalszej dyskusji zostałam zapytana skąd przyjechałam.Powiedziałam, że tu mieszkam.Dalej dziewczyny zaczęły lamentować nad tym,że na państwówce mało płacą.Ja odparłam, że mi to wynagrodzenie pasuje i że od jakiegoś czasu chciałam pracować w administracji.No i zaczęło się, że pewnie mieszkam z rodzicami a one za sam wynajem płacą 900zł.Powiedziałam,że to i tak nie jest dużo,bo znajomi ze studiów często płacą więcej.Dalej usłyszałam, że wszystko jest za drogie, ciężko się utrzymać a inni (w domyśle ja) mają wygodnie bo siedzą na garnuszku u rodziców i przez to zaniżają płacę.

Nie lubię konfliktów więc już tego nie skomentowałam.Owszem,wolałabym mieszkać sama, jednak jeżeli mnie na to nie stać to doceniam dach nad głową zapewniony przez rodziców.Nie muszę nikomu udowadniać nic na siłę.Przyjdzie ten moment kiedy będę mogła rozpocząć samodzielne życie i będę miała pewność, że nie wrócę z podkulonym ogonkiem.

Innego dnia jedna z nich zapytała się mnie o dojazd na Puławską, spytałam w które konkretnie miejsce bo to dość długa ulica.Od razu usłyszałam, że jaki ze mnie mieszkaniec jeżeli nie umiem jej od razu odpowiedzieć, prawdziwy warszawiak powinien znać topografię miasta na pamięć.

Znam wiele genialnych osób które mieszkają w Warszawie a pochodzą z innych stron.Są sympatyczne, otwarte i uwielbiam z nimi spędzać czas, jednego kolegi nikt nie przegada, jest niczym króliczek duracell'a, ma w sobie mnóstwo energii.

Na studiach z Warszawy była garstka osób.Nie przeszkadzało mi to aż do pierwszej sesji.Wtedy zaczął się wyścig szczurów i okazało się na kogo można liczyć a na kogo nie.Osoby do tej pory miłe zaczęły uskuteczniać chorą rywalizację,wypytywanie o indeks,kombinowanie z listami na zerówki,wiele z nich jak się okazało kolegowało się z moimi notatkami, nie ze mną.

Nie wiem czy to instynkt przetrwania, walka o swoje czy kompleksy?

Ponadto w pierwszym miesiącu studiowania organizowałam grupowy wypad.Większość osób na NK/Facebooku miało wpisane Warszawa.Jak się okazało na grupowym czacie, wszyscy oprócz 2 osób wracali na weekend do domu.Z czego to wynika?Z kompleksów?Gdybym mieszkała gdzie indziej niż się urodziłam miałabym pewnie wpisane Warszawa łamane na Zbąszynek.

Dodatkowo śmieszą mnie nazwy galerii "My new Warsaw life" albo "Big city life" i profilowe na Starówce oraz PKiN jako obraz w tle.

Do tego narzekanie, że  tutaj wszyscy są niesympatyczni, każdy się spieszy, jest tłok w komunikacji miejskiej.

No i jeszcze mierzenie atrakcyjności wg zamieszkania.Kto mieszka w śródmieściu jest super prawdziwym warszawiakiem, mieszkańcy dalszych dzielnic to obywatele drugiej kategorii.Do tego ocenianie przez pryzmat bywania w knajpach/miejscach.No bo jak mogę robić sushi z mamą w domu zamiast zjeść je na obrotowym barze na Nowym Świecie.Byłaś tylko raz na pokazie sztucznych fontann?No co Ty, przecież tu mieszkasz!!Nie byłaś w tym klubie, jak to, jak można woleć domówki jak w stolicy jest tyle klubów?

Dlaczego bilety ZTM podrożały?Jak mogliście wybrać Hannę Gronkiewicz Waltz na drugą kadencję.

Do tego nie raz usłyszałam drwiny gdy powiedziałam "na dwór" zamiast "na pole", mi to tam ryba jak kto mówi , na całym świecie istnieją gwary, dialekty i to jest właśnie fajne, gdyby wszyscy na świecie byli jednakowi było by niesamowicie nudno!

Nigdy nikogo nie poprawiam, czasami tylko spytam o znaczenie słowa, którego nie znam, niektóre regionalizmy na stałe wprowadzam do swojego słownictwa.

Kiedyś czytając portal tvnwarszawa czytałam również komentarze, niestety z czasem stały się one polem do potyczek słownych.Zastanawia mnie tylko skąd w komentarzach tyle jadu u osoby z Pcimia dolnego pod artykułem o budowie kolejnych stacji metra?

Wszyscy przecież jesteśmy Polakami a Warszawa jest stolicą NASZEJ Polski.Powinniśmy ją szanować i być z niej dumni tak jak z malowniczych mazur, pięknego morza, swojskich gór czy historycznego Krakowa.

Dla mnie nie ważne skąd jesteś, ważne jakim jesteś człowiekiem.Nie znoszę pozerstwa i muflonów.Cenię ludzi sympatycznych,otwartych i głodnych życia a nie takich co dołują innych i tylko narzekają.

Peace.



wtorek, 23 kwietnia 2013

Dlaczego nie kupuje już biżuterii w sieciówkach.

 
źródło google images 

 

 

Kiedyś byłam sroczką lubiącą każde świecidełko

Każde wyjście do centrum handlowego czy na zakupy kończyło się upolowaniem czegoś z biżuterii w H&M,Zarze itp.
Powtarzałam sobie,że przecież to tylko 5,99/9.99/19.99pln, jest promocja a przecież nie można całe życie sobie wszystkiego odmawiać.Zadowolona z każdego bibelocika zakładałam go przy  następnej okazji.
O ile przyozdobiony w opakowanie z obniżoną ceną wzbudzał we mnie dumę z moich zdolności upolowania taniego kąska, tak podczas noszenia moja biżu nie jeden raz przyprawiła mnie prawie o zawał.


Raz oczko z gigantycznego pierścionka z H&M wpadło mi do zupy w trakcie rodzinnego obiadku,zorientowałam się o tym w momencie gdy o mało się przez nie nie udusiłam.

Innym razem długie kolczyki z innego sklepu w trakcie imprezy,nawet nie wiem kiedy straciły 2/3 swojej objętości.Drugiego założenia już nie doczekały, wyrzuciłam je.

Z kolei na tegorocznym weselu nowiutki naszyjnik nie wytrzymał jednego z pierwszych tańców.

Takich historii mam w zanadrzu mnóstwo.Wiem,że biżuterię ze zwykłych sklepów nazywamy "jednorazową" ale czy nie powinna ona przetrwać chociaż tego swojego pierwszego razu?

Dlatego właśnie nie kupuję taniej biżuterii ponieważ najzwyczajniej w świecie mnie na nią nie stać

Dokładnie.
Od jakiegoś czasu (głównie też ze względów finansowych) w moim życiu zapanował minimalizm.
Zdałam sobie sprawę, że lepiej kupić coś przemyślanego w Aparcie czy u jubilera, niż 20 tanich gówienek pod wpływem impulsu.
Taka biżuteria nie tylko jest bardziej uniwersalna i pasuje do większej ilości rzeczy,jej główną zaletą jest trwałość!

 Ale nie zawsze to co drogie musi być dobre

Na urodziny dostałam bransoletkę Lilou.
Ładnie wyglądała tylko przez pierwsze dwa tygodnie,później sznureczek zaczął się niemiłosiernie brudzić a pozłacany element tracił połysk i teraz po niecałych 5 miesiącach ma nieczytelny grawer.
Będę musiała oddać bransoletkę do reklamacji :(((
Teraz żałuję że nie wybrałam sobie czegoś innego w tej cenie, mam poczucie, że pieniądze zostały wyrzucone w błoto.


Dlatego teraz zwracam uwagę przede wszystkim na materiał z którego wykonane są interesujące mnie świecidełka.

A jak tam wasze doświadczenia?
Czy są mniej "gorzkie" od moich?




poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Tablet Kaput!


śpieszmy się korzystać z tablecików, tak szybko tłuką im się matryce :(((

Zawsze gdy czytałam takie posty jak mój dzisiejszy cieszyłam się, że mnie nigdy coś takiego się nie przydarzyło.

 No i przyszła kryska na matyska

Mój domowy ulubieniec ucierpiał i to na dodatek z mojej winy.

Mogłabym się bronić, że sam wyślizgnął się z torebki ale to moja wina, że położyłam ją byle jak.
Mimo iż tablecik ma kartę gwarancyjną ważną do końca 2014 roku, nie mogę z niej skorzystać gdyż kwalifikuje się to jako uszkodzenie mechaniczne nie podlegające gwarancji...wrrrr!

Szkoda mi go bardzo.
Nie był to Ipad czy Samsung ale nadawał się idealnie do konsumpcji internetowych treści.
To na nim napisałam pierwszy post na wizażu, to z nim odblokowywałam kolejne trofea w Fruit Ninja, męczyłam się z google analytics, razem przeczytaliśmy kilka ebooków i pasjami graliśmy w próżną gierkę zwaną Star Girl(27 level bye bye).

To była miłość od pierwszego wejrzenia

Odkąd w 2010 roku zobaczyłam na pudelku Miley Cyrus siedzącą u fryzjera i sprawdzającą pocztę na przerośniętym telefonie zapragnęłam mieć ów wynalazek.
Niestety, zawsze były pilniejsze wydatki a do pracy na uczelni miałam netbooka.
Ipady stawały się coraz bardziej popularne i zaczęły wychodzić ku proletariatowi, niestety ceny wciąż były burżujskie.
Mimo wszystko miałam nastawienie, że prędzej czy później dotykowy plasticzek wpadnie w moje ręce.

Android robił się coraz bardziej popularny, nagle zasypał rynek urządzeniami pod swoją kontrolą.
Tablety z salonów weszły do biedronek i do domu przeciętnego Kowalskiego.
Któregoś dnia na Tabletowo.pl późnym wieczorem trafiłam na news, który Dżoana Krupa skwitowała by "łans ina lajftajm oportuniti" - jednodniowa promocja w Realu, gdzie 9' calowy tablet Goclever kosztował szalone 249zł .
Stwierdziłam, że to ten moment, bo zanim uzbieram na Ipada, wyjdzie Ipad 24, poza tym zielony robocik jest bardziej otwartym systemem.

I się zaczęło

Stałam się maniaczką aplikacji.
Nie było tygodnia bym nie pobrała i nie testowała czegoś nowego.
Tablet zabierałam ze sobą wszędzie, nie jeden raz uchronił mnie przed nudą, czy u znajomych,czy na uczelni zawsze miałam dostęp do Wi-Fi.
Wieczorami nie chciało mi się wstawać do stacjonarnego i po męczącym dniu siedzieć godzinę czy dwie gapiąc się w monitor.
Z tabletem mogłam przeglądać net nie wychodząc z łóżka, drugą ręką głaskając mojego psa :D

Wiadomo,że tablet nie zastąpi nam całkowicie komputera, za to nadaje się do najprostszych zadań typu sprawdzenie poczty czy rozrywki.

Obecnie zostałam tylko z komputerem stacjonarnym i rozważam zakup laptopa.
Przez chwilę myślałam o kupnie tabletu z klawiaturą, jednak mój kolega wybił mi to z głowy gdyż rozczarował się bardzo Ipad'em i stwierdził, że w tej cenie mógłby mieć świetny laptop.

Co mi polecicie?
Czekam na wasze opinie apropos tabletów.
Waszym zdaniem fajny gadżet czy totalne nieporozumienie?

Wasza pogrążona w elektronicznej żałobie,
Coco

czwartek, 28 marca 2013

Liz&Dick

 
źródło google images
LIZ&DICK

Widząc ten tytuł w programie telewizyjnym byłam przekonana, że mam do czynienia z kolejną głupawą komedyjką gdzie pośmieję się w jednym, góra dwóch momentach.
Jakież było moje gdy film okazał się zapisem burzliwego romansu Elizabeth Taylor i Richarda Burtona.

O filmie czytałam kilka miesięcy temu przy okazji kompromitujących zdjęć pijanej Linday Lohan, która wciela się w główną rolę.

Wtedy pomyślałam, że źle obsadzono główną rolę, kompletnie nie widziałam Lindsay we wcieleniu retro.
Teraz wiem, że nie mogłam palnąć nic bardziej głupiego.
Lohan poradziła sobie rewelacyjnie, zapomniałam że to ona gra Elizabeth,po seansie stwierdziłam nawet że jest z niej niezła aktorka.

Film podbił moje serce już samą czołówką, czarno białymi fotografiami, nastrojową muzyką.

Dalej było już tylko lepiej.

Pogrążyłam się w wystrojach wnętrz,bajecznych widokach, i prawdziwym dolce vita.
Poczułam splendor starego hollywood - błysk fleszy, pierwszych paparazzi,oscarowe gale,i pomyślałam, że mogłabym żyć takim życiem gdzie pija się szampana na śniadanie a biżuterię kupuje głównie u cartiera.

Także postać Elizabeth przypadła mi do gustu.
Może to dziwne ale kocham królowe dramy, im bohaterka bardziej tragiczna i pokręcona tym mocniej przeżywam jej losy.

źródło google images


W filmie przedstawiono Taylor jako piękną i wiecznie nieszczęśliwą z miłości kobietę, nie stroni ona od alkoholu, prochów czy romansów.
W wieku 27 lat ma 4 już męża,którego i tak zdradza z tytułowym bohaterem.
Mimo wizerunku femme fatale jest zagubiona i krucha,w momencie gdy zainteresowanie innych nie jest skupione na niej, desperacko walczy o bycie w centrum uwagi atakiem szału bądź przedawkowaniem.
Potrafi kochać tak samo mocno jak nienawidzić, choć wygląda niewinnie ma pazurki którymi może zadać głębokie rany.
Kobieta z cechami dziecka, rozkapryszona dziewczynka która jest niecierpliwa, nie znosi sprzeciwu i wymaga spełnienia każdej jej zachcianki.

Główna bohaterka może zachwycić nie tylko skomplikowaną osobowością ale także wspaniałymi stylizacjami i makijażami charakterystycznymi dla lat 60' i 70'.

Nie wspominałam wam jeszcze o mojej miłości do retro filmów, gwiazd oraz przedmiotów.
Nie raz myślałam, że urodziłam się w złych czasach i w złym miejscu.
Marzyłam o rozkloszowanych spódnicach, pięknym koku, kocim spojrzeniu i potańcówkach do bit bitu czy rock'and'rolla.

Liz and Dick” sprawił, że przeniosłam się do czasów które znam z filmów z moim ukochanym Rickiem Hudsonem.

Polecam obejrzeć i wyrobić sobie zdanie. Film może nie jest oskarowym dziełem, jednak ogląda się go z przyjemnością chłonąc scenografię i całą otoczkę.

źródło google images


wtorek, 26 marca 2013

...Jemu na Tobie nie zależy...


źródło: loveit.pl


Każda z Nas ma przyjaciółkę,która chociaż raz miała kłopoty z facetem.
Ja w sprawach sercowych doradzałam chyba z milion razy.

Niezależnie od tego, ile się produkowałam nie uzyskałam upragnionego efektu i tylko strzępiłam sobie język na próżno.
Dopiero po fakcie słyszałam-"Mogłam się Ciebie posłuchać :( "

Wyznaję jedną, niezawodną zasadę - Jeżeli naprawdę podobasz się facetowi on zrobi wszystko by być z Tobą!!!

1. Jeżeli on nie odzywa się kilka godzin i napisze sms'a to nie odpisuj mu w ciągu 30 sekund!
Potrzymaj go dłużej w niepewności i pokaż,że masz swoje życie oraz zajęcia a nie wegetujesz od wiadomości do wiadomości.Chyba nie chcesz wyjść na desperatkę?

2. Nie udawaj kogoś kim nie jesteś. 
Jeżeli na co dzień śmigasz w trampkach i w naturalnym makijażu na spotkania z nim nie nakładaj 2 ton tapety i niebotycznych szpil w których nie umiesz chodzić. Efekt może być odwrotny od zamierzonego.On polubił Cię taką jaką poznał.

3. Nie nakazuj Twoim znajomym na pierwszym spotkaniu z Nim cenzurować myśli i odpowiedzi,omijać anegdot z Twoim udziałem.
Przez to atmosfera będzie sztywna, przyjaciele mogą  poczuć, że ich się wstydzisz.
Poza tym facet musi przyjąć Cię z dobrodziejstwem inwentarza, Oni byli pierwsi, znają Cię lepiej, nie akceptując ich On nie akceptuje części Ciebie.

4. Nie ma wytłumaczeń w stylu "Nie chcę się na razie wiązać, zostałem zraniony w poprzednim związku, rany są świeże","Jesteś cudowną dziewczyną,ale ja nie jestem gotowy,wina jest we mnie","Muszę się uczyć","Mam pracę/Urodziny Siostry/Mecz Siatkówki".
Jeżeli mu się spodobałaś on będzie szukał kontaktu z Tobą.Będzie pisał, będzie dzwonił, będzie spychał obowiązki na dalszy plan, będzie chciał się spotkać chociażby na święcie lasu.Będzie o Tobie myślał i szukał kontaktu fizycznego gdy będziecie się widzieć.
Będzie odzywał się pierwszy, choćbyś milczała cały dzień.
Będzie zachowywał się tak jak Ty w stosunku do Niego.
Będzie chciał być z Tobą jak najczęściej co naturalnie przerodzi się w związek.

Czy nie wydaje się to proste???
Jeżeli pojawiają się komplikacje to najwyraźniej On nie jest zainteresowany Tobą tak bardzo jak Ty Nim!
Wtedy najlepiej odpuścić, bo żal cennej młodości na typa który bawi się Tobą i Twoimi uczuciami.
Związki są dla zdecydowanych ludzi, którzy wiedzą czego chcą od partnera.
Wiecznych Piotrusiów Panów zapraszam do Nibylandii.
Wybij sobie z głowy statusy na fejsie "To skomplikowane", nic nie jest skomplikowane jeżeli obie osoby chcą tego samego wystarczająco mocno.

Jesteś dla siebie najważniejsza, więc szanuj siebie i nie pozwól by Twoja samoocena spadła przez jakiegoś egoistę.

GIRL POWER!

Wasza CoCo

środa, 20 marca 2013

50 twarzy ciekawości

www.telegraph.co.uk

Śledząc prasę i internet co jakiś czas można natchnąć się na coraz to nowsze hity i fenomeny.
Najpierw Polki stwierdziły, że jedyną słuszną metodą ćwiczenia jest program Ewy Chodakowskiej(wiem co mówię,mam koleżanki które ćwiczą codziennie "skalpel" czy też "killer" wraz ze swoim mężczyzną).

Następnie odkryły trylogię E.L.James.Okładki granatowego bestselleru były wszędzie opanowały środki komunikacji miejskiej, biblioteki, kolejki na poczcie, półki z harlequinami moich ciotek.
Recenzenci pastwili się w prasie nad każdą częścią, płeć piękna na forach rozpływała się z zachwytu.
Ponieważ lubię wyrobić sobie zdanie sama, postanowiłam sięgnąć po wesołą twórczość Pani James.
Skorzystałam z jednej z wielu promocji, które namnożyły się po przesyceniu lekturą po kilku miesiącach od wydania ostatniej części trylogii.

Trylogia "50 twarzy Greya" okazała się lekturą jakiej się spodziewałam.
Prostą, niewymagającą zaangażowania, dobrą do czytania gdy stoi się w korkach.
Na początku pierwszej części stwierdziłam, że jest dość sympatycznym harlekinem,w którym marzenie kobiet o przystojnym,bogatym i skomplikowanym mężczyźnie zostaje zrealizowane.
Oczywiście już na samym początku zirytował mnie model głównej bohaterki,autorka poszła po najmniejszej linii oporu wybierając na kochankę Christiana Greya zahukaną,niezdarną i wiecznie niedożywioną Anastasię Steel.
Czytając opisy oczami wyobraźni widziałam kolejną Bellę ze "Zmierzchu".
Czar pierwszej części prysł przy kolejnej z wielu scen erotycznych.
Nie wywołały we mnie dreszczu podniecenia,na początku się chichrałam później zaczęły mnie nudzić i kartkowałam je by móc przeskoczyć do "akcji".

Drugą część zaczęłam od razu po pierwszej.Mimo przeciętności lektury,byłam ciekawa jak potoczą się dalsze losy lubiącej ostre zabawy pary :P
I tak rozpoczęła się droga przez mękę. Akcja była strasznie naciągana,nudne momenty się dłużyły,ciekawe były prowadzone bardzo szybko jakby autorka gdzieś się spieszyła.
Nie lubię przerywać serii które zacznę więc trwałam dalej przy Szarym.
Główny bohater z ciekawego przystojniaka,z każdym rozdziałem zmieniał się w mych oczach w despotę który ma problemy z psychiką i huśtawką nastrojów.
Z jednej strony bajkowa sielanka,szampan i ostrygi, z drugiej drama o każdy najdrobniejszy szczegół,od wyboru za krótkiej sukienki do pracy aż po mnogie ataki na  biedną Anastasię przez psychopatycznych wielbicieli/wrogów Greya.
Przerzucając ostatnie kartki poczułam ulgę.

Po trzecią część nie sięgnęłam zbyt chętnie.Musiałam zrobić sobie przerwę od całego sado-maso piekiełka i poczytać coś ambitniejszego :)
Aż któregoś dnia,przeglądając tablet zauważyłam zalegający ebook.
Skończyłam inne książki więc pomyślałam sobie "Czemu nie?".
Na szczęście nie poczułam się tak rozczarowana jak przy części drugiej.
Akcja nabrała trochę tempa,niestety znowu pojawił się problem zamiatania ciekawych momentów z życia bohaterów pod dywan i rozwlekania w czasie momentów mniej ciekawych.
Widocznie taki był zamysł pisarki.
Zakończenie było przewidywalne, jednak zostałam zaskoczona sceną retrospekcji opisanej z poziomu Christiana.
Spodobało mi się,że koniec nawiązał do samego początku i przedstawił scenę poznania z innego punktu widzenia.

Podsumowując, nie czuję że przeczytanie trylogii było zmarnowaniem czasu, miałam okazję poznać literaturę erotyczną( i stwierdzić co prawda,że nie jest ona dla mnie) po którą bez boomu na "50 Shades of Grey" bym nie sięgnęła.

Zastanawia mnie popularność Greya.
Jest mnóstwo książek o miłości, bogatych książętach zmieniających szarą myszkę w Kopciuszka.Czy sceny seksu(słabe moim zdaniem) są tak istotne dla polskich czytelniczek?Czy dzięki nim mogą przeżywać w głowie to na co są zbyt wstydliwe w sypialni?

Czy miałyście styczność z omawianą przeze mnie książką?Uległyście czarowi Christiana?Macie zamiar sięgnąć po inne tytuły z tego nurtu?

piątek, 1 marca 2013

Czy następny Papież będzie murzynem?

źródło google images
Abdykacja Benedykta była dla mnie szokiem.
Do tej pory uważałam, że Papieżem się jest a nie sprawuje się tą rolę na zasadzie urzędu.
Wierzę w Boga ale od jakiegoś czasu w Kościół już nie.
Historia pokazała,że jeżeli księża chcą to mogą zmienić wszystko podczas soborów.
Kiedyś ludzie spowiadali się we własnym sumieniu,dopiero wprowadzano spowiedź uszną gdy okazało się,że księżom to się opłaca,gdyż słuchanie grzeszków wpływowych osób dawało im władzę.
Wszyscy jesteśmy śmiertelnikami,więc dlaczego mnie ma oceniać taka sama owieczka boża,która ideałem nie jest?
Kilka lat temu Kościół ustalił, że w wigilię można spożywać mięso,ja i tak z tego odpustu nie skorzystam,bo dla mnie postna wigilia to tradycja, którą chcę kultywować już zawsze.
Co chwila wybuchają skandale,głos zabierają kolejne ofiary molestowane przez księży.
Do tego ostatnia opinia na temat in vitro była ciosem poniżej pasa,jak osoba duchowna może mówić takim językiem nienawiści?
Kościół zabrania antykoncepcji,aborcji. Zabrania również in vitro.
Lepiej żeby matki pokroju Katarzyny Waśniewskiej rodziły dzieci których nie chcą i zabijały je po porodzie,kiedy dzieci czują więcej,a kobiety które chciałaby mieć dzieci a nie mogą były nieszczęśliwe bądź potępiane gdy zastosują wyżej wymienioną metodę.
Ludzie masowo odchodzą od Kościoła,instancja ta traci autorytet.
Jak go odzyskać?
Najłatwiej postraszyć katolików.
Wszyscy znamy przepowiednię Malachiasza,która głosi że ostatnim papieżem będzie Piotr Rzymianin.
Benedykt XVI według Malachiaszowej listy jest przed nadejściem tego,który dopuści do upadku Rzymu.
Interpretacja głosi,że będzie on Włochem bądź reprezentantem innej rasy.
Skąd więc utarło się,że apokaliptycznym papieżem ma być murzyn a nie np latynos czy azjata?
Czy mamy się czego bać?
Pojawiło się wiele teorii zbliżającego się końca świata, od pioruna uderzającego w bazylikę po ogłoszeniu abdykacji aż do kuriozalnego przekonania o złowrogości wysokości, na której tupolew ściął brzozę na lotnisku Siewierny ( szatańskie 666 cm).
Sądze,że o terminie końca świata wie jedynie nasz Stwórca a nowy papież na przekór wszystkim będzie rasy negroidalnej by dać ludziom powód do przemyśleń i refleksji nad swoją wiarą.
A co wy o tym sądzicie?

HAMMER TIME!

EDIT.
Wybrano Papieża!
Nie jest Włochem ani murzynem,pochodzi z Argentyny i sprawia wrażenie bardzo sympatycznego.
Możemy spać spokojnie,Ziemia po raz kolejny uniknęła Apokalipsy.

środa, 20 lutego 2013

"GIRLS",serial który obrazuje moje pokolenie.

źródło google images

Któż nie lubi od czasu do czasu odmóżdżyć się jakimś serialem.
Najlepiej jak ów twór jest produkcji amerykańskiej.
Jeszcze lepiej jak opowiada o młodych ludziach, ich problemach i wchodzeniu w dorosłość.
Do tej pory każda ze znanych mi produkcji miała więcej lukru niż pączki w tłusty czwartek :)
Bohaterki wyglądały cały czas perfekcyjnie, zasypiały w makijażu, budziły się z umalowanymi ustami i doczepianymi rzęsami, nawet grając niezbyt zamożną postać paradowały w ciuchach za kilka tysięcy dolarów.
Słodka papka podczas której można było nabawić się kompleksów.

Aż do czasu "GIRLS".
Serialu tak prawdziwego i "zwykłego", że czasem aż patrzenie na bohaterów boli.
Nie ma tu samych wystylizowanych gwiazdek, bohaterowie są różnorodni, jedni ładniejsi inni brzydsi.
Dziewczyny mają czasem nawet tłuste(!)włosy, pojawiają się bez makijażu, pokazują się nago.
Głównej bohaterce daleko figurą do modelki, mimo to ubiera się w stroje których nie powstydziła by się niejedna pani w rozmiarze XS.

Perypetie Hanny i reszty przypominają mi te opowiadane przez moich znajomych.
Start w dorosłość może dać w kość, szczególnie w obecnych czasach kiedy o pracę trudno a młodzi są coraz bardziej niezdecydowani i przytłoczeni rzeczywistością.

Gdybym żyła w czasach moich rodziców, teraz prawdopodobnie mając 24 lata bujałabym wózek z drugim dzieckiem, niestety żyję w obecnych czasach więc pewnie od rodziców wyprowadzę się w okolicach 30 (a o dzieciach to aż strach pomyśleć).

Wśród moich znajomych większość osób mieszka z rodzicami ponieważ ze swoich pensji ledwo mogli by sobie pozwolić na wynajem a co dopiero na dodatkowe opłaty i przeżycie, na zamieszkanie decydują się pary, jednak nie wszystkie, tylko te gdzie obie osoby zarabiają.

Serialowe dziewczyny mają o tyle dobrze że mieszkają same bądź ze współlokatorami i choć czasem ledwo im starcza na opłacenie czynszu to nadal marzą o stabilizacji i lepszym życiu.

Randki nie wyglądają u nich jak z harlequina a seks nie jest usłany różami i pokazuje, że nie zawsze jest namiętnie i wspaniale.

Przeglądając jedno z forów natknęłam się na opinię, że serial jest obrzydliwy oraz jedyne w czym jest dobry to w dołowaniu.
Dodatkowo widzowie żalili się,że w TV szuka się ucieczki od codziennego życia, kolorowych bajek dla dorosłych przy których można uciec od problemów.

Może jestem masochistką ale serial uwielbiam i z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek.

sobota, 26 stycznia 2013

Całe życie w Instagramie

żródło google images

Pamiętam jak dostałam na komunię mój pierwszy komputer, czułam się wtedy jak najszczęśliwszy dzieciak na świecie.
Przez pierwsze dni czerpałam radość z samego faktu, że mogę go uruchomić i patrzeć na niego.
Później nauczyłam się układać pasjansa,grać w snajpera i rysować rodzinne portrety w paintcie.
Po jakimś czasie opanowałam również worda (początkowo przepisywałam ulubione wiersze bawiąc się czcionkami).

Przełom przyszedł w 5 klasie podstawówki.Wtedy właśnie po raz pierwszy zalogowałam się w cyber przestrzeni, założyłam e-mejla i stawiałam pierwsze kroki na czacie.

Internet i czas korzystania z niego nadzorowany był przez moich rodziców.
Mama setki razy tłumaczyła mi, że muszę uważać ponieważ w internecie każdy jest anonimowy i nie wiadomo czy osoba z którą piszę jest tą za którą się podaje.

W telewizji pojawiały się pierwsze kampanie uświadamiające jakie "zagrożenie" niesie nowa technologia,
programy w stylu "Rozmów w Toku" pękały w szwach od osób pokrzywdzonych przez wirtualnych kochanków.

Od samego początku słowem kluczem była Anonimowość.
Aż do teraz.

Przyczyniły się do tego portale społecznościowe oraz po trochu ludzka próżność.
Fejsbuk stał się dojną krową dla poszukiwaczy plotek i sensacji.
Nie trzeba już nawet spotykać się ze znajomymi by wiedzieć co robią,jak spędzają wakacje,czym jeżdżą i z kim się spotykają.
Ciekawscy użytkownicy chłoną te informacje niczym gąbka.
Przy odrobinie szczęścia śledzony przez Ciebie znajomy ma konto na Instagramie a wtedy możesz już przeżywać jego życie z nim...wirtualnie oczywiście.
Dowiesz się co jadł na śniadanie, co kupił, jakie miny robi jego zwierzak, jak mieszka, co pije i robi na imprezach i wiele,wiele więcej.

Wszyscy powoli porzucają korzystanie z internetu incognito na rzecz kreowania lepszego,wirtualnego siebie.
Zbyt mała liczba lajków pod nowo dodanym zdjęciem dla wielu jest powodem do kwestionowania swojej popularności i wartości życia towarzyskiego.
Dokąd to wszystko zmierza?
Czy za te 5,10 lat wchodząc na fejsa na głównym wallu będę podziwiać zdjęcia z porodów albo słit focie pierwszych kupek dzieci moich koleżanek?
Gdzie stoi granica prywatności której ludzie nie przekroczą?
Czy istnieje jeszcze coś takiego?

Szczerze mówiąc zwątpiłam w jakiekolwiek granice po tym jak moja znajoma wstawiła nagie zdjęcie ze swoim chłopakiem a dawne koleżanki wstawiły całą galerię gdzie po imprezie taplały się we 4 topless w wannie popijając szampana za 7zł. Pretty Classy, huh?

Jedni dowartościowują się wstawiając zdjęcia wszelkich ostatnio zdobytych dóbr materialnych inni prezentując alternatywny/imprezowy model życia.
Łączy ich jedno, wszystko to jest na pokaz by udowodnić innym jakim jest się fajnym/popularnym/szczęśliwym/spełnionym, ułamek z nich ma poprostu zacięcie kronikarskie albo wrzuca wszystkie fotki  jakie zrobi na fejsa/insta ponieważ nie zdaje sobie sprawy że istnieje coś takiego jak chmura do przechowywania plików. .

Część osób przeglądając zazdrości i budzi w sobie hejtera, część się inspiruje, część dostaje kopa i motywację.

A czy Ty posiadasz już swojego Instagrama?
Czy może zamiast fotografować swoje życie zwyczajnie nim żyjesz?